Ekonomia społeczna we Wrześni. – Osoby długotrwale bezrobotne i niepełnosprawne na drapieżnym rynku pracy nie mają szans – przekonywał Marcin Sadowski z Fundacji Pomocy Wzajemnej Barka na konferencji w PCPR. – To, czy wrócą do aktywności zawodowej zależy od przyjaznego środowiska lokalnego.
– Mówimy – alkoholik, bezrobotny, bezdomny, fajtłapa, samotnie wychowujący, inwalida i myślimy – o nie, ten do pracy się nie nadaje. A przecież każdego z nas może dotknąć inwalidztwo i utrata pracy. Jako społeczność lokalna powinniśmy czuć się odpowiedzialni za tych, którzy zostali z tyłu. Człowiek nie jest tylko taki, jak go widzimy, on ma uczucia, umiejętności, ukryte talenty, które ujawniają się w sprzyjających warunkach – kontynuował Marcin Sadowski.
Przedstawiciele Fundacji Wzajemnej Barka dowodzili, że ekonomia społeczna to sprawa całego środowiska obywatelskiego – samorządów, przedsiębiorców, instytucji społecznych i zwykłych mieszkańców. Organizowane w jej ramach spółdzielnie socjalne są szansą na normalne życie dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, dlatego warto je wspierać. Dzięki nim długotrwale bezrobotni, niepełnosprawni, osoby wychodzące z uzależnień mogą stanąć na nogi i wnieść nową wartość w życie swojej miejscowości.
Barka prowadzi Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarnej pomagające w zakładaniu i utrzymaniu spółdzielni. Organizacja planuje stworzyć kilkanaście spółdzielni w regionie. Jej przedstawiciele odwiedzili m.in. wszystkie gminy powiatu wrzesińskiego. Najbardziej obiecujące rozmowy prowadzone są z gminą Nekla.
– Do tej pory odbyły się dwa spotkania, pod koniec listopada jedziemy z wizytą studyjną, by podpatrzeć, jak pracują inni – mówi burmistrz Karol Balicki. – Myślimy o założeniu Centrum Integracji Społecznej. Czy przerodzi się ono w spółdzielnie socjalną? Jeszcze nie wiem. W centrum mieszkańcy będą się uczyć się ogrodnictwa. Gmina wydaje rocznie kilkadziesiąt tysięcy złotych na utrzymanie terenów zielonych. Usługi te mógłby wykonywać właśnie CIS.
Zofia Ziemba ze spółdzielni socjalnej Kreatywni z Bydgoszczy mówiła o problemach. Największą zmorą są przepisy zmuszające do ustalania głodowych stawek w przetargach, a także nadmierna oszczędność ze strony podmiotów zlecających usługi, przez co trudno członkom spółdzielni osiągnąć godziwe wynagrodzenie. – Bez dopłat z PFRON-u do pensji nie utrzymalibyśmy się – nie kryła prawdy prezes modelowej spółdzielni, która zatrudnia ponad 40 niepełnosprawnych.
Przemysław Piechocki reprezentujący Stowarzyszenie na Rzecz Spółdzielni Socjalnych przekonywał, że organizacje te muszą pasować do środowiska, w którym funkcjonują, powinny znaleźć dla siebie niszę. Jednym z rozwiązań jest np. założenie spółdzielni przez samorząd – wobec takiego podmiotu nie trzeba stosować prawa zamówień publicznych, dzięki czemu osoby wykonujące usługi nie muszą pracować za najniższe stawki.
Źródło: wrzesnia.naszemiasto.pl